czwartek, 6 grudnia 2012
Primero
Ostatni raz spojrzała na swoją różową sukienkę. Nie była fanką tego typu ubioru, ale przymus zmusił ją do tego.
- Mamo! - krzyknęła Ramona. - Dlaczego to robisz? - zapytała. - Opowiedz mi jeszcze raz tę historię.
Ramirez nigdy nie trawiła nowego wybranka matki. Zawsze spoglądała na niego ze zgorzkniałą miną, i na spojrzeniach ich relacje się kończyły. Nie kiedy napominali coś o minionym meczu, ale szybko ich rozmowa się kończyła. Dlaczego? Ramona nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Może dlatego, że miał być dla niej zastępczym ojcem.
Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi...
José, bo tak nazywał się nowy wybranek matki Ramony nie był kimś za kim można było przepadać. To okaz człowieka, który wyznaje własne zasady i kieruje się swoim dobrem. Rzadko spogląda na świat z przymrużeniem oka, zna odpowiedź na każde pytanie, mimo, iż nie ma racji.
Ramona stała na środku salonu i z wyczekującą miną wpatrywała się w swoją matkę. Nie uzyskała jednak odpowiedzi.
- Dlaczego zostawiłaś tatę? - rzuciła, nawet nie patrząc na swoją rodzicielkę. - Gniewasz się o to, że nie miał dla ciebie czasu?
Ramirez drążyła dalej temat. Wiedziała, że tu uderzyła w czuły punkt Elly.
Tak, jej były mąż nigdy nie miał dla niej czasu, tylko dlatego, że nieszczęśliwie próbował spełnić swoje marzenie trenerskie, które skończyło się niestety fiaskiem. Chciał być taki, jak jego szwagier, który jest znany na całym świecie. Nie wyszło... Ella nie potrafiła się z tym pogodzić. Nie chciała, aby Ricardo spełniał swoje marzenia, myślała tylko o sobie.
- Jadę do ojca - oznajmiła. - Nie będziesz mi mówić, co mam robić - wtrąciła, kiedy widziała, że matka chce coś powiedzieć. - Jestem już dawno pełnoletnia.
Czekała, czekała aż Ella coś powie. Nie doczekanie! Na dodatek do salonu wtargnął José, na co Ramona lekko się skrzywiła. Nie myślała, że przyjdzie jej oglądać tego osobnika w tym dniu. Miała już plan. Czmychnie z urzędu najbliższym pociągiem do Madrytu, gdzie spotka się ze swoim ojcem, i wujkiem, którego już wielokrotnie oglądała w telewizji. Ten dopiero się zdziwi, kiedy usłyszy, że jego siostra ślubuje.
- Muszę już iść.
Wiedziała, że sprawiła dziś matce wiele przykrości, ale inaczej nie potrafiła powiedzieć tego, co siedziało jej w środku. Miała ochotę rzucić się na José z krzykiem, bijąc go po twarzy. Sama myśl napawała ją wielką radością, ogromną.
Mamy tyle do zrobienia, a tak mało czasu. Możemy, więc powiedzieć, że nie mamy na nic czasu, i nikt nie powinien nas obwiniać. Dwadzieścia cztery godziny to za mało, a przecież musimy się wyspać, wiec zostaje nam szesnaście godzin namiastki dnia. Praca, porządki i inne obowiązki sprawiają, że pozostają nam niekiedy cztery godziny... A Ramona musi zdążyć dotrzeć na czas.
Zostawiła samą Ellę z tyloma pytaniami. Sama zaczęła już wątpić, czy dobrze robi... Miała mętlik w głowie, a za godzinę stanie przed urzędnikiem urzędu i ponownie przystąpi do ślubu. Jednak, czy ona tego pragnie? Nie wiedziała, nie była pewna.
- José. Ja, ja nie mogę.
Jej kolejnym celem był Madryt.
Czas goni nas nie ubłaganie, a najgorsze z tego wszystkiego jest to, że nie możemy go w żaden sposób cofnąć.
Ramona spojrzała niechętnie na zegarek. Wiedziała, że wyruszyła za późno w tą długą podróż, i że dojedzie dopiero wieczorem. Ku jej zdziwieniu była dopiero trzynasta. O dziewiętnastej powinna być już u wujka.
Dwa razy w lewo, i raz w prawo, myślała Ramona, a kiedy zobaczyła przed sobą tą długo wyczekiwaną willę na obrzeżach Madrytu, pogratulowała sobie sama, że ją znalazła.
Nie pewnie zadzwoniła dzwonkiem do drzwi, a otworzył jej nie kto inny, jak wspaniały José, wujek, którego wielbiła ponad wszystko.
- Ramona? - zapytał zdziwiony, jednak jego mina była obojętna, jak zawsze. - Co ty tu robisz? Powinnaś być w Sewilli...
- No właśnie nie. Mama ślubuje z José.
- Słyszałem o tym - odpowiedział. - Wejdź do środka. Tata wróci za parę godzin, do tego czasu posiedzisz u mnie.
Dziewczyna skierowała się do salonu, gdzie zobaczyła dwóch obcych mężczyzn. Chwile zajęło jej rozpoznanie tych osobników.
- Wujku, może ja nie będę przeszkadzała - zaczęła dziewczyna.
- Ależ nie przeszkadzasz – uśmiechnął się wujek Ramony. – To nic ważnego. Dokończymy jutro. Co nie, chłopaki?
Ci jedynie pokiwali twierdząco głowami i opuścili mieszkanie tak szybko, jak to tylko było możliwe.
- Kim ona była? – zapytał jeden z nich.
- Nie wiem, podobno jakaś chrześnica naszego trenera – odparł drugi. – Tak, dokładnie. Pamiętasz, jak kiedyś trener mówił, że ma siostrę, ale nie utrzymuje z nią zbytnio kontaktów? – Ramos pokiwał twierdząco głową. – Wspominał, że mieszka w Sewilli wraz z jego chrześnicą.
- W Sewilli?
- Ehe.
Sergio spojrzał jeszcze na dom Mourinho i z westchnięciem ruszył w przeciwną stronę, co Iker.
- Wujku? Gdzie są kuzyni i ciocia? – zapytała Ramona, kiedy stwierdziła, że José jest sam w domu.
- Pojechali na spóźnione wakacje. Dzieciaki chciały się rozerwać, ja niestety nie mogę. Cóż… taka praca. – Zaśmiał się i udał do kuchni.
Ramona spojrzała jeszcze raz na blat stolika w salonie, gdzie ujrzała biały przedmiot – iPhone.
- Wujku, od kiedy masz iPhone? Nigdy w takich gadżetach nie gustowałeś. – Dziewczyna jeszcze raz spojrzała na telefon, a potem na kuchnię, gdzie znajdował się jej wuj.
- I nadal nie gustuję w takich gadżetach. Siermięgi, kiedyś zostawią głowę i zapomną gdzie – oznajmił José. – Pewnie Ramos zostawił.
- Ramos? – zapytała nie dowierzając słowom wujka. – To był naprawdę Sergio Ramos Garcia?
- Tak, a co myślałaś? Twój wujek obcuje z takimi szychami na co dzień, a co! – zaśmiał się i postawił na blacie kawę.
- Cappuccino?
- Oczywiście!
Zalana łzami obudziła się w nieznanym jej pokoju. Rozejrzała się dokładnie, aż spostrzegła znajomą twarz. Nie, to nie mogła być prawda. Znowu to zrobiła, znów uległa.
Dwa razy klepnęła siebie w prawy policzek, aby obudzić się z tego koszmarnego snu, to jednak nie był sen.
- Idiotka – szepnęła pod nosem szatynka.
Mężczyzna lekko drgnął, ale nie obudził się. Ramona westchnęła cicho, i nie wiedziała, co zrobić. Wyjść, czy zostać? Zastanawiała się bardzo długo, bo nawet nie zauważyła, jak szatyn położył na jej ramieniu rękę. Ta, kiedy zdała sobie sprawę z tego faktu wzdrygnęła się lekko.
- Nie śpisz? – zapytał. – Znowu ci się to śniło?
Pokiwała twierdząco głową, a on ją przytulił do siebie.
- Będzie dobrze.
Gdyby tylko wiedział skąd u niej te łzy… Z jednej strony cieszyła się, że go poznała, ale z drugiej, gdyby nie ten cholerny telefon i José, który zmusił ją do oddanie zguby, nigdy by się nie poznali. Ramona spojrzała na okno, za którym słońce budziło się do życia.
Nowy dzień w Madrycie zaczynał się tak samo. Ramona zalana łzami przez okropne koszmary, które dla niej były katuszami. Matka, która jeszcze żyła… pojawiała się codziennie w jej snach, i gdyby nie głupia Ramona, Ella by żyła. Gdyby nie wsiadła do tego samolotu, wszystko byłoby w porządku.
- Ramona? Jesteś? – zapytał Sergio wychodząc z łazienki. – Ramona!
Nigdzie jej nie było. Zniknęła.
Sergio udał się do ogrodu, gdzie znalazł dziewczynę siedzącą pod drzewem ze skulonymi nogami.
- Powiedz mi, dlaczego lubisz tak to miejsce? – zapytał przysiadają się obok niej. – Nie, nie mów.
- I tak nie zgadniesz. – Oparła głowę o jego ramię i uśmiechnęła się pod nosem.
Dlaczego wujek mnie tam wysłał, myślała Ramona, jadąc na La Moraleja. Osiedle, czy dzielnica – Ramona nie potrafiła nazwać tego dokładnie – prezentowała się niesamowicie. Każdy mieszkający tu włożył dużo pracy w swój dom.
Niepewnie zapukała pod wskazany adres, który podał jej wujek. Nie wiedziała czego ma oczekiwać.
- Jesteś z gazety? – usłyszała za sobą głos mężczyzny.
Niepewnie odwróciła się w jego stronę i ujrzała tą osobę, której szukała.
- Nie.
- W takim razie, co tutaj robisz?
Chwilę stali w ciszy, aż Ramona nie sięgnęła po telefon, który miała mu oddać.
- Wujek oddaje – powiedziała cicho.
Nigdy nie była pewną siebie dziewczyną, zazdrościła swoim koleżankom, które owijały sobie facetów wokół własnego palca. Ona taka nie była. Skromność i nic po za tym się nie liczyło. Nie lubiła rozgłosu, a czytanie plotkarskich gazet uznawała za nudę.
Mężczyzna spojrzał na telefon i kiwnął przecząco głową. Ramirez spojrzała nie niego pytająco.
- To nie jest pana telefon? – On dalej kiwał przecząco głową. – To po co ja tu jechałam? Zabiję go kiedyś.
- Kogo? – Mężczyzna nie mógł pohamować śmiechu. – Swojego wuja chcesz zabić?
- W tym momencie mam ochotę panu urwać głowę. - Nie wiedziała skąd u niej taka złość. – Niech pan go weźmie.
„Pan Sergio” ani drgnął.
- To moja zguba. Nie dowierzałem, kiedy zobaczyłem ciebie. Myślałem, że Mourinho odda mi go sam, osobiście z dodatkiem jakiejś ciętej riposty - zabrał głos Ramos.
- W takim razie, proszę. – Podała mężczyźnie telefon. – Wujek przekazuje, żeby pan pilnował swojej głowy.
- Zawsze tak mówi. I dziękuję za fatygę – odparł uśmiechając się do dziewczyny. – W zamian za o dasz się zaprosić na jakąś kawę?
Dziewczyna nic nie odpowiedziała.
- Sergio.
Cisnęło jej się na język, żeby powiedzieć: „wiem”, jednak w porę się powstrzymała.
- Ramona.
- To, co z tą kawą? – zapytał.
Ramirez myślała, że zapomniał o tym… Kiwnęła jedynie głową na znak, że zgadza się na to i ruszyła w stronę samochodu.
Zanim wyjechała z tego krętego labiryntu minęło kilkanaście minut, i kiedy myślała, że jedzie w dobrą stronę, zadzwonił telefon.
- Wujku, chyba się zgubiłam. – Zdała sobie sprawę, kiedy w tym miejscu powinno być skrzyżowanie, którego nie było. – Przyjedź po mnie. Jestem w… Alcobendas.
Niestety wujek nie przyjechał po nią, a sam Sergio Ramos dostąpił tego zaszczytu.
- W pierwszą stronę dotarłaś. – Zaśmiał się perliście. – Będziesz jechać za mną. Chyba się wtedy nie zgubisz?
Ona pokiwała przecząco głową. Jakoś w jego obecności z trudem wypowiadała jakiekolwiek słowa.
- Świetnie – mruczała pod nosem. – Jak ja mogłam się zgubić?
Ich pierwsze spotkanie nie należało do najbardziej trafnych. Do tego czasu Ramona czuje, że nie raz zapomina języka, w jego obecności, ale wiele się nauczyła przez te sześć miesięcy.
- O czym tak rozmyślasz? – zapytał i spojrzał na szatynkę.
- O niczym.
- W takim razie wstawaj i idziemy do domu, jest zimno, przeziębisz się. – Niestety szatynka stawiała opory. – Dobrze, jeśli nie chcesz iść na własnych nogach…
Ramirez nie wiedziała, co knuje Sergio, ale myślała, że to będzie nie groźne w stosunku do niej. Pomyliła się, Sergio przewiesił ją sobie przez ramie i udał się w kierunku domu.
- Puść mnie.
Szatyn nie zważał uwagi na słowa Ramony, i szedł dalej.
Zabrał ją na trening, z reszta José zawsze jest szczęśliwy, kiedy jego chrześnica stoi u jego boku. Jest w siódmym niebie. Z racji tego, że dzieciaki chodzą do szkoły Mourinho czuję się samotny, dlatego obecność Ramony jest dla niego mile widziana na Valdebebas.
- Nie ociągaj się Ramos – skarcił go José, kiedy ten uciął sobie pogawędkę z Xabim. – Ciebie też się to tyczy – spojrzał na Alonso, który posłusznie już wykonywał ćwiczenia.
- Dzieciaki – skomentował José - Képlera, który przedrzeźniał Fábio.
- Masz tutaj wesoło – stwierdziła Ramona. – Zazdroszczę…
- Ja mam wesoło? Zobacz ile mam przez nich siwych włosów, będąc trenerem w Chelsea wyglądały o niebo lepiej, w Interze już mniej… a z nimi – wskazał na grupkę mężczyzn, którzy w tej chwili olali wszystkich trenerów, i zajęli się wyśmiewaniem innych. - Nabawię się jakiejś choroby, zakaźnej.
- Nie wyobrażamy sobie trenera teraz w innym klubie – zaczął Ronaldo.
- I vice versa – krzyknął Pepe.
Ramona wyczuwała tą wesołą atmosferę, niczym nikt się nie przejmował, wszyscy byli rozluźnieni… Jak to możliwe? Nit nie zna na to odpowiedzi. Oni po prostu są już tacy, i nikt nie wyobraża sobie Realu bez jednego Ikera, czy Khediry.
- Wujku, kiedy koniec?
- To dopiero początek. – Uśmiechnął się pod nosem i już szykował dla swoich graczy solidną rozgrzewkę, chociaż wątpił, aby sztab szkoleniowy się zgodził.
- Wątpię wujku . – Ramona znała go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, co planuje jej wujek. Telepatia? Nie, lata praktyki.
José nic nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się perliście i poszedł do swojej drużyny.
Sergio natomiast wpatrywał się w Ramonę, nie widząc poza nią świata.
- Ramos! Żyjesz? – Ostudził go stanowczy głos trenera. – Miłość… potrafi zalepić.
- Skąd?
- Mam swoje źródła, z resztą nie myśl, że jestem ślepy. Widzę, jak pożerasz wzorkiem Ramonę.
José wiedział o wszystkim, co działo się w drużynie. Panowała tu rodzinna atmosfera, a Mourinho był głową, fundamentem tej wspólnoty.
Zjednoczeni ludzie potrafią odmienić los, życie… Mogą zdziałać więcej niż amerykańskie wojsko, czy brytyjska flota powietrzna.
- Ramona dlaczego wielbisz Real Madryt? Za co? – zadał pytanie wykładowca.
- Za dumę, honor i nieziemską odwagę. Waleczność, którą widać w każdym ich meczu. Czy gdyby nie Zinedine Zidane, nigdy nie postawiłabym się Sarze…
To zdanie wywołało w studentach ogrom śmiechu, sam profesor parsknął śmiechem. Wszyscy dobrze wiedzieli, o co chodzi.
- Wie pan, jak to jest? Kiedy ogląda się ich mecze, czuje się, że jest się jednym z nich. Kiedy oni przegrywają człowiek jest smutny, ale z dumą przyjmuje to na klatę, bo wie, że walczyli do końca, a przecież to się tak naprawdę liczy. Kiedy wygrywają radość człowieka rozpiera od ucha do ucha, od ręki do ręki, od stóp do głowy. To jest po prostu nie do opisania… - spojrzała smutno za siebie i jedna łza spłynęła po jej policzku.
- Wzruszające – podsumował profesor.
- Nie, po prostu razem z dziadkiem zasiadaliśmy przed telewizor i razem kibicowaliśmy naszemu kochanemu Realowi, ale teraz go nie ma… - Ramona próbowała powstrzymać natłok łez, które wkradały jej się do oczu.
- Brakuje mi dziadka – zaczęła lekko roztrzęsiona.
- Wiem, dziecko, wiem. Dobrze wiem, co czujesz po stracie bliskich osób – odparł José. – Czas leczy rany.
- Minęło sześć lat, a ja nadal nie mogę się z tym uporać.
Tata jej ojca był specjalną osobą, kimś wyjątkowym, kimś kto poprawiał jej zawsze humor.
Profesor nie wiedział, co powiedzieć. Patrzył na płaczącą Ramoną, i musiał przyznać, że był to niecodzienny widok. Musiał jakoś działać, ale jak?
- Widzicie, szanuje ich, kocha, ceni za dumę, honor, ale jakoś nie za bardzo mnie ceni, skoro pytając ją o udzielenie odpowiedzi odpowiedziała: „Chwileczkę”. Wątpię, ,żeby powiedziała takie coś jednemu z graczy Realu, jeżeli chodziłoby o zdjęcie, autograf czy coś innego.
Ramona zaśmiała się przez łzy, a David siedzący najbliżej niej poklepał ją po ramieniu, przyciągnął do siebie i oparł jej głowę o swoje ramię, dodając jej tym otuchy.
Profesor odetchnął z ulgą i mógł już dalej prowadzić lekcje, bo pannie Ramirez poprawił się już humor.
Motała się po tym obiekcie treningowym, z miejsca na miejsce. Raz siedziała, raz biegała w koło jednego z boisk, a raz brała piłkę i kopała ją najmocniej, jak tylko potrafiła…
- Przepraszam! – wymamrotała, kiedy nie wycelowała, i piłka trafiła wprost na Ronaldo.
Mężczyzna posłał jej ciepły uśmiech.
- To był zamach, na moje życie.
- Nie prawda.
Sergio natomiast gotował się ze złości, że Ramona wymienia się zdaniami z inną osoba niż on. Musiał niestety przyznać, że był zazdrosny.
Skręcała właśnie na ulicę, na której mieszkała teraz ona i jest tata. Matka niestety… nie żyje, a Ramonę cały czas dręczą wyrzuty sumienia, bo gdyby nie ona, i jej wyrzuty, matka nie wsiadłaby do tego samolotu, i nie poleciałaby do Madrytu, gdzie… Ramona zaciskała powieki żeby nie rozpłakać się na dobre.
- Ramona! – krzyknął ktoś za nią.
Było dość ciemno, a Ramirez zmierzała sama przez ulice Madrytu.
- Alexander? – zapytała nie pewnie.
Ten pokiwał twierdząco głową.
- Możemy pogadać?
- Ile razy wspominałam ci, żebyś się ode mnie odczepił? – zapytała, a chłopak spojrzał na nią ponuro. – Nic do ciebie nie czuję, dotarło?
- Nie.
Chłopak zacisnął pięści, a jego wyraz twarzy zmienił się momentalnie, Ramona lekko przerażona spojrzała do tyłu, ale nikogo nie było.
-Nikt ci nie pomoże – odparł, a na jego twarzy pojawił się diaboliczny uśmiech.
- Ramona? Gdzie jesteś?
Dziewczyna usłyszała zbawczy głos chłopaka, którego teraz chciała jak najbardziej zobaczyć. On chyba miał jakiś radar, pomyślała i uśmiechnęła się.
Alexander zniknął.
- Co ty tu robisz? – zapytał chłodno.
- Wyszłam na spacer – oznajmiła i spojrzała za jego plecy, gdzie widziała sylwetkę oddalającego się Alexandra. – Jesteś moim rycerzem.
- I kim jeszcze?
Ramirez wzruszyła ramionami i ruszyła do domu.
- Zaczekaj! Musisz mi to wynagrodzić. Jutro, u mnie. Wiesz gdzie mieszkam… Tylko błagam nie jedź do Alcobendas.
- Jakoś sobie poradzę. – Zaśmiała się i zniknęła za zakrętem.
Tak zaczęła się ich głębsza znajomość, Sergio i Ramony.
On ją ratował z każdej sytuacji, a ona… A ona odwdzięczała się jemu.
Poinformuję o tym rozdziale jutro.
Mam nadzieję, że jakoś mi wyszedł...
Wasze blogi ogarnę jutro, albo w niedzielę.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
O mamo. Brak słów. Naprawdę.
OdpowiedzUsuńDoskonale.
Wiesz, że jesteś genialna ?
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie jest nieziemskie.
Najlepsze jakie czytałam. ; DD
Nie wiem, co poszło nie tak z poprzednim komentarzem.. Ale piszę jeszcze raz. Genialny rozdział! Fantastyczny! Przejścia w czasie, wspomnienia, to wciągało w czytanie jeszcze bardziej. A co najważniejsze, dużo się działo! Nie było czasu na zanudzanie :D Świetnie! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńkomplikacje-zycia.blogspot.com/
zaczyna się bardzo ciekawie! do tego miło się czyta, gdy tak cudownie opisujesz piłkarzy z Realu. Ramona miała wielkie szczęście, że w ostatniej chwili pojawił się Sergio chroniąc ją od tego typka. czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńnadrobiłam prolog i ten odcinek. Bardzo mi się podoba! Jest Ramos jest opowiadanie! <3
OdpowiedzUsuńCzekam na nowość i informuj mnie, na blogu w zakładce INFORMATOR
Pozdrawiam! :*
Fajnie ,
OdpowiedzUsuńSergio - rycerz na białym koniu ..
Pozdrawiam :D
Hoi ;))
OdpowiedzUsuńRozbroiłaś mnie długością rozdziału...podziwiam... ;))
Piłkarze?? Woow xD ciekawie to wszystko opisujesz, mnie osobiście nie kręci ten sport [pilka nożna] xD
Nieźle rozpisujesz się, masz bogate słownictwo.... aż pozazdrościć xD
Zawarłas dużo akcji, no nie wiem jak ja mam to opisać. jejciuuuuu
pozdrawiam ;**
Dużżżżżżżżo informacji,ale jakoś to ogarnę.Mam za sobą dokładnie 29 i pół rozdziałów o 1D więc miej litość ^u^
OdpowiedzUsuńMam litość. :) Więc nie będę zadręczać ciebie moim opowiadaniem, kiedy masz tyle do przeczytania blogów. :)
UsuńOooo, świtne opowiadanie,będe czytac ;p
OdpowiedzUsuńczekam na next ;*
Lubię piłkarzy z Realu. I jak ktoś wyżej wspomniał świetnie ich opisujesz. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Czekam na kolejną odsłonę bloga :)))
OdpowiedzUsuńTymczasem zapraszam Cię do siebie na siódmy rozdział Kuba sam meczu nie wygrasz :)
http://kuba-sam-meczu-nie-wygrasz.blogspot.com
Pozdrawiam :)
Z chęcią będę śledziła dalsze lody tego opowiadania, zwłaszcza, że występują tu piłkarze Realu Madryt, klubu, który lubię. Podoba mi się to, jak piszesz. Dlatego możesz mnie informować o dalszych nowościach na tym blogu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
o jeja ile wątków! duż się działo w jedny rozdziale, super:)
OdpowiedzUsuńCiekawie...Co prawda jestem fanem Barcy, ale czytanie opowiadania o Realu raczej mi nie zaszkodzi ;p Strasznie dużo wątków tym odcinku, nie mogłem się połapać na początku, ale jest okej. Pozdrawiam i weny życzę ; )
OdpowiedzUsuńNa razie co prawda niewiele się wyjaśniło, ale podoba mi się :D
OdpowiedzUsuń[echte--liebe.blogspot.com]
Wymieszałaś ostro przeszłość z teraźniejszością, ale to dobrze, osobiście ostatnio wolę blogi gdzie para już się zna niż jak dopiero się poznaję, bo coraz częściej wszystko jest do siebie podobne. No, ale u Ciebie opowiadanie jest naprawdę dobre.
OdpowiedzUsuńPrzykre, że Ramona czuje się odpowiedzialna za śmierć matki. Nie
wiadomo czy sobie z tym poradzi... ale ma Ramosa. Mhm.
Pozdrawiam i czekam na nowy.
[badstuber-story.blogspot.com]
Widzę, że życie Ramony wcale nie jest takie kolorowe. Ale przynajmniej ciekawie się o nim czyta. :)Strasznie dużo wątków potwierdzam, ale ogarnęłam to :D Bardzooo lubię retrospekcje z przeszłości ^_^ Aby było ich więcej. Czekam na kolejny rozdział ^^ Weny !:D
OdpowiedzUsuńBardzo , bardzo mi się podobało . :) Lubię snyy . ;d
OdpowiedzUsuńZapowiada się więc ciekawe opowiadanie i obserwuję . ^^
Czekam na nn .
PS. : Szablon - cudowny *.*
Superowo ;D :* Zapraszam na love-and-other-drug.blogspot.com
OdpowiedzUsuń